Wywiad USC 15218 - Jadwiga Kotowska

  • Jadwiga
  • Kotowska
  • wywiad USC Shoah Foundation
  • po wojnie
  • polski
  • Urodziła się w zamożnej rodzinie. Rodzice ojca byli bardzo pobożni, babcia chodziła w peruce. Dziadek był właścicielem stajni i siedmiu dorożek, które wynajmował innym. Matka, Debora Stajer zmarła w 1936 lub w 37 r., ojciec, Józef Braun przyjął do pracy służącą, młodą, ładną dziewczynę ze wsi, Bronisławę Zalewską. Przed wojną kupił dom na Stanisławowskiej, który został zbombardowany w pierwszych dniach wojny. Ojciec, na szczęście wywiózł wcześniej córkę pod opiekę dziadków na Grzybowską. Później wynajął mieszkanie na Pańskiej i mieszkali we trójkę. Ojciec, przewidujący, wyrobił Jadzi/Jachwe aryjskie dokumenty. Nazwisko dała jej służąca i została Jadwigą Zalewską,z nieznanego ojca. Po zamknięciu getta, Bronisława przeszła na stronę aryjską. Jadwiga z ojcem zamieszkała u dziadków. W mieszkaniu została zrobiona skrytka za kredensem, tak dobrze ukryta, że Niemcy, po odsunięciu kredensu jej nie widzieli. Babcia ciężko się rozchorowała, dziadek, któremu został jeden koń, pracował przy wywożeniu ciał z getta. Jadzia, ze swoim siedemnastoletnim wujkiem Tolkiem, młodszym bratem ojca, przechodziła na stronę aryjską na szmugiel. Po drugiej stronie muru czekała na nich Bronisława Zalewska i pomagała kupować żywność. Czasami nie udawało się wrócić bezpiecznie i wtedy Bronisława znajdowała im nocleg. Pewnego razu, kiedy wracali do getta, Tolek został zabity. Pewnego razu szła na szmugiel z czworgiem innych dzieci. Obok przechodziła duża grupa dzieci z opiekunami, prowadzona na Umschlagplatz i Jadzia z towarzyszami została zagarnięta razem z nimi. Szła już do pociągu, kiedy pojawił się dziadek z wozem pełnym trupów, wjechał w środek kolumny, złapał wnuczkę, ukrył pod trupami i w ten sposób uratował. Innym razem, kiedy przechodziła przez wachtę, została złapana przez granatowego policjanta, zwieziona do gestapo w Al. Szucha. Była bita tak mocno, że zostały jej ślady na plecach na całe życie. Po trzech dniach została wypuszczona. Zabrała ją Bronisława do siebie na Pragę, leczyła przez dwa tygodnie. Potem Jadzia wróciła do getta, do rodziny. Ojciec postanawia, że Jadzia musi wyjść z getta. Dziadek z ojcem wyprowadzili ją z getta przez cmentarz żydowski. Dziadek nie chciał wyjść. Poszła do Bronisławy. Miała bardzo semickie rysy, więc nie mogła być w dzień w domu. Miała legowisko w piwnicy, w skrytce zrobionej w pryzmie węgla. W nocy Bronisława zabierała ja do mieszkania, myła, karmiła, plotła b. ciasno w warkocze jej kręcono włosy i wyprowadzała na podwórko. Ojciec chodził pod Halę Mirowska handlować. Pewnego dnia został zastrzelony. W piwnicy przesiedziała do wyzwolenia Pragi. Po wojnie dowiedziała się, że w kamienicy wynajmowali mieszkanie dwaj dorośli Żydzi, o których wiedzieli wszyscy sąsiedzi. Nikt ich nie wydał. Po wojnie, Jadzia musiała uczyć się na nowo chodzić. Ale musiała zarabiać, więc zaczęła sprzedawać gazety. Pewnego dnia zabrali ją z ulicy, bez wiedzy Bronisławy, jacyś ludzie do samochodu i wywieźli do Nieborowa, do żydowskiego domu dziecka, później do domu dziecka w Chorzowie, tam zaczęła już chodzić do żydowskiej szkoły. Potem została przeniesiona do Bielska Białej. Chodziła tam do szkoły polskiej i nadrabiała zaległości. Po zlikwidowaniu tego domu, wróciła do przybranej matki, która w międzyczasie wyszła za mąż i już nie chciała Jadzi. Nie miała domu, włóczyła się po Warszawie, sypiała gdzie popadnie. W końcu trafiła do Komitetu Żydowskiego, zamieszkała w bursie, ukończyła w szkołę w 1953 r.